Jerzy Korytko Jerzy Korytko
714
BLOG

Jeszcze o rozmowach "okrągłego stołu".

Jerzy Korytko Jerzy Korytko Katastrofa smoleńska Obserwuj temat Obserwuj notkę 10

Za sprawą rocznicy założenia KOR odżyła dyskusja nad znaczeniem rozmów z komunistami, które doprowadziły do transformacji 1989 roku. To ważna sprawa, niestety zupełnie niewłaściwie do dziś postrzegana, dlatego piszę ten tekst.

Niedawno napisałem notkę na temat utworzenia KOR, także innych okoliczności, które doprowadziły do powstania „Solidarności” i upadku władzy Edwarda Gierka. Pewne kwestie tam już poruszyłem. Ale punkt wyjścia do dyskusji był inny – sprawa KOR – tak więc niekoniecznie sprawy, o których chcę teraz powiedzieć , mogły być wówczas dostrzeżone. Nakreśliłem je bowiem marginalnie. W czym rzecz.

Czy był sens prowadzenia rozmów z komunistami w 1989 roku, może lepiej było zaczekać na lepszy moment? Ci, którzy takie pytanie stawiają niewiele dostrzegli z tego z czym faktycznie mieliśmy do czynienia. Oczywiście sprawa ta była trudna do zrozumienia w czasie gdy te wydarzenia miały miejsce. Ale minęły przecież lata. Z dzisiejszej perspektywy zupełnie inaczej to wygląda. Jak kiedyś napisałem najlepiej na sprawę patrzeć od końca.

W wyniku przemian 1989 roku upadło imperium sowieckie. Rozwiązał się Układ Warszawski. Jakie były tego przyczyny? Wniosek – mieliśmy do czynienia z kontrolowanym zwinięciem systemu przeprowadzonym przez władze rosyjskie. Po II Wojnie Światowej na zebraniu Wielkiej Trójki potwierdzającym spotkanie w Teheranie ustalono, że terytoria, zdobyte przez Armię Czerwoną znajdą się w strefie wpływów ZSRR, a te wyzwolone przez aliantów zachodnich – w strefie wpływów państw zachodnich. (to za Wikipedią). Jakiś czas temu w prasie komentowano (głównie angielskiej) ten fakt w kontekście 50 lat. Tzn. że to miało tyle czasu obowiązywać – 50 lat. U nas te „rewelacje” sprowadzono do kwestii „zdrady sprawy polskiej przez aliantów”. Jakoś nikomu nie chciało się zadać pytania – a co po tych 50-latach? Odpowiedź można znaleźć w pracy Golicyna opublikowanej w 1984 roku – „Nowe kłamstwa w miejsce starych”. Ujawnił w niej niektóre zamierzenia Sowieckiej Rosji na nadchodzące lata. Golicyn przeszedł na stronę zachodnią w 1961 roku. Ale te plany miały swój początek znacznie wcześniej, bo na „spotkaniu Wielkiej Trójki” po Teheranie – więc wiedział co pisze. Tym bardziej to ważne, że wszystkie ujawnione przez niego sprawy potwierdziły się. I tak – jak zapowiadał Golicyn pojawił się rosyjski „Dubczek” czyli Gorbaczow a Sowieci rozpoczęli pozorowaną  demokratyzację, czyli tzw. „pierestrojkę”, wkrótce też upadł mur berliński. Gdy dojrzymy więc to, że przemiany 1989 roku dokonały się za sprawą celowych działań Kremla – to dostrzeżemy nieuchronność zmian także u nas. To kluczowa sprawa - zmiany u nas były nieuchronne, niemożliwe do zatrzymania. W kształcie zaplanowanym przez komunistów. Nam Rosjanie wyznaczyli w tych wydarzeniach ważną rolę. To naszej „rewolucji” (miało do niej dojść najwcześniej), wyznaczono rolę parawanu, listka figowego, za którym chciano ukryć prawdziwe przyczyny zwinięcia Układu Warszawskiego. To „eksport idei Solidarności” miał zdmuchnąć te wszystkie  komunistyczne rządy. Do spółki z „aksamitnymi rewolucjami”. Raz ciach i w miesiąc po sprawie.  I pomyśleć, że przez lata wierzono w to. Że to Wałęsa zburzył mur berliński albo obalił Causescu czy Żiwkowa. Dlatego u nas te wszystkie przygotowania do „przełomu” 1989 roku zaczęto również najwcześniej – bo już w okolicach roku 1976, pisałem o tym w poprzednim tekście. Ale najważniejsze jest dostrzeżenie nieuchronności tych przemian. Tylko wówczas będzie można zrozumieć kolejne sprawy.

Dla nas szczególnie ważne jest to co Golicyn napisał o Polsce. Napisał coś takiego: „W Polsce wkrótce będzie miała miejsce reaktywacja „Solidarności” i w wyniku zmian politycznych  powstanie rząd w skład którego wejdzie 50% dotychczasowej władzy a 50% „fałszywej opozycji”. Fałszywa opozycja – ciekawe. Kogo mógł mieć na myśli Golicyn pisząc to? Strony rozmów „okrągłego stołu” są znane. To z jednej strony komuniści – a z drugiej? No właśnie, otoczenie Lecha Wałęsy i ludzie z KOR, z tego kręgu opozycji przede wszystkim.  Jak do tego doszło? Jakie było kryterium wyboru reprezentantów strony opozycyjnej? Czy miały miejsce jakieś konsultacje, narady, dyskutowano nad tym? Nic podobnego. Skład strony opozycyjnej komuniści zapewnili sobie za pomocą prostego zabiegu socjotechnicznego. W listopadzie 1988 roku, kilka miesięcy przed rozmowami „okrągłego stołu”, miała miejsce słynna debata telewizyjna Wałęsa-Miodowicz. W jej trakcie wypowiedziano jakieś zupełnie nieistotne kwestie, coś tam o drugiej Japonii było, ale to było najmniej ważne akurat. Ponieważ jedynym celem tej debaty było „namaszczenie” Lecha Wałęsy na lidera opozycji. Oto po latach poniżeń, klęsk kolejnych akcji strajkowych, wobec topniejącego poparcia, zmęczenia najzagorzalszych zwolenników związku – pojawia się Lech Zwycięski. Kto mógł się mu wówczas przeciwstawić? Tym bardziej że zwycięstwo widać na horyzoncie, jest na wyciągnięcie ręki, tuż-tuż. Wkrótce mają być rozmowy na ten temat. Reszty dokonał kolejny zabieg socjotechniczny. Konkretnie taki: Generałowie W. Jaruzelski i Cz. Kiszczak niemal do końca sprzeciwiali się udziałowi w obradach Okrągłego Stołu Adama Michnika. Ostatecznie jednak wobec zdecydowanej postawy Lecha Wałęsy w tej kwestii Adam Michnik znalazł się w solidarnościowej delegacji. W taki prosty sposób zrobiono z nas durniów. W poprzedniej notce o KOR pisałem jakie trudności na I Zjeździe były z przegłosowaniem uchwały wyrażającej podziękowanie dla KOR. Związkowcy uważali w większości, że„ci ludzie grają w swoją grę, po naszych plecach chcą się dorwać do władzy a nasze sprawy nic ich nie obchodzą”. Dlatego przed „okrągłym stołem” wyrażono pozorny sprzeciw przeciwko udziałowi Michnika i Kuronia (bo o nim też była mowa) w tych obradach by Wałęsa mógł powiedzieć nie będą mi wyznaczali kogo mogę dobierać do udziału w rozmowach” – i było po sprawie. W ten sposób komuniści wyznaczyli elitę, której przekazali istotną część władzy. Musimy to zrozumieć. My nie mieliśmy nic do powiedzenia. Tam w ogóle żadnych istotnych rozmów nie było. To był wyłącznie teatr dla ogłupionego społeczeństwa. Wyłącznie teatr. Żaden Morawiecki, ktokolwiek inny – nie miał żadnej szansy by to zmienić, zatrzymać. Stara władza przekazała jakąś część władzy – ale nie demokratycznej opozycji – tylko wybranym przez siebie osobom. Być może, zapewne – agenturze. Ci rzekomo „niechciani” przy okrągłym stole ludzie z KOR okazali się być tam najważniejszymi postaciami. To z nimi przede wszystkim pertraktowano. Przy stole i później. Szczególnie później.  Nasuwa się oczywisty wniosek – to była owa  „fałszywa opozycja” o której pisał Golicyn. Miała ona w przyszłości zadbać o bezpieczeństwo ludzi poprzedniej władzy. Zagwarantować jej wpływy po  transformacji, miękkie lądowanie w nowej sytuacji politycznej. I to wszystko się stało. Pamiętacie „grubą kreskę”? Czy wobec tego był jakiś margines na zmiany, na jakiś inny scenariusz. Jakikolwiek.  Czy inni, uczciwi działacze niepodległościowi mogli cokolwiek zmienić. Nie było takiej możliwości. Ponieważ sposób w jaki rozegrano całą sprawę nie dawał żadnej takiej możliwości. Nie było sposobu, w opisanej sytuacji, by te rozmowy zablokować. Po debacie telewizyjnej z udziałem Wałęsy jego władza była (po stronie opozycyjnej) całkowicie bezdyskusyjna, niepodważalna, nieograniczona wręcz. Jego osobiście i ludzi z jego otoczenia. Później zdjęcie z Wałesą załatwiało miejsce w parlamencie. Czy wszyscy się godzili na te rozmowy. Nie. Oczywiście, że nie. Od samego początku były głosy kontestujące te rozmowy. Od początku mówiono o „zdradzie elit”. Nawet nie mając dowodów, nie widząc tych spraw jak to dzisiaj możemy zrobić – intuicyjnie dostrzegano szwindel. I co z tego.

Przytoczę sprawę reaktywacji związku. Zrobiono to w sposób karykaturalny. W taki sposób, by sprowadzić związek do kadłubowego formatu. Równocześnie miała bowiem miejsce erupcja dziesiątków o ile nie setek innych central związkowych z o wiele bardziej krzykliwymi liderami, dalej idącymi roszczeniami itd. Można przypuszczać, że SB zadbała o to. Zdecydowana większość działaczy starej „Solidarności” była przeciwna nowej formule reaktywacji „Solidarności”. Zamierzano związek budować od nowa, na podstawie nowego statutu, nie było oczekiwanej kontynuacji wprost. Statut też nie był taki sam. No i co z tego. Ci działacze zostali – albo zmarginalizowani, wdeptani w ziemię albo po jakimś czasie dołączyli do obozu władzy. Nie było żadnej możliwości (praktycznej) by transformację w takiej formie zastopować. Przeciwstawić się temu. Przecież próbowano. Mam na myśli część działaczy dawnej „Solidarności”. Ta walka była z góry skazana na przegraną. By zniszczyć etos I Solidarności posłużono się jeszcze „teczkami”. Od początku wyciągano jakieś „kwity” wyłącznie na ludzi „S”. Np. w stosunku do KOR nic się nie zachowało. Natomiast ideę pierwszej Solidarności niszczono wszelkimi sposobami. Teczkami też. W pewnym okresie powstała taka zbitka pojęciowa – „działacz Solidarności – oooo to pewnie agent. Oni tam wszyscy umoczeni byli”.

W ten sposób tworzono u nas „układ”, „kondominium” obojętne jak to nazwiemy – kontynuację starego układu pod nowym szyldem. Nie słyszałem by abdykował.

 Ciekawe, że nasz obecny kształt sceny politycznej do złudzenia przypomina to co jest obecnie w Federacji Rosyjskiej. Oni też u siebie zupełnie zmarginalizowali partię komunistyczną. Rządzą ugrupowania nacjonalistyczno-socjalne i liczą się jeszcze jacyś „liberałowie”. Jedyna różnica jest taka, że u nas układ jest dwubiegunowy. Rosjanie mają to jeszcze przed sobą. Tam rządzi partia obozu władzy. Piszę o tych sprawach, kształtu sceny politycznej u nas, by uzmysłowić kolejne oszustwo. Sterowanie „demokracją”. By zbudować system, w którym i opozycja i koalicja są marionetkami „układu” „wojnę na górze” rozpoczęto u nas niewiele miesięcy po czerwcu 1989 roku. Wywołano celowo pozorny konflikt polityczny by stworzyć dwa przeciwstawne obozy władzy - przyszłą ";koalicję" i "opozycję".   Tylko w pierwszych kadencjach były jakieś partyjki, które powstały spontanicznie, oddolnie.  Wszystkie je zapędzono do AWS i wykończono po kolei. Ewentualnie funkcjonują gdzieś w niebycie politycznym. Ich się do TV nie zaprasza. Z drugiej strony…. A gdzie jest inaczej? Ktokolwiek wierzy w istotne różnice między demokratami a republikanami w USA na ten przykład? Ichnie „wybory”, te „debaty” – to przecież tragikomiczny spektakl dla idiotów.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka