Jerzy Korytko Jerzy Korytko
511
BLOG

Oszukańcze działania w sprawie katastrofy smoleńskiej.

Jerzy Korytko Jerzy Korytko Katastrofa smoleńska Obserwuj temat Obserwuj notkę 3

Kłamstwa smoleńskiego ciąg dalszy trwa. Obecny rząd i zależne od niego media stają na głowie by pozorować jakieś „ energiczne śledztwo”. A z czym mamy do czynienia? Oto wczoraj p. Dorota Kania w rozmowie z członkiem ówczesnej KBWL na antenie TV Republika „ujawniała, co działo się po katastrofie i jak przez kolejne lata, poprzez umiejętną propagandę medialną, władze przekonywały Polaków, że rząd powadzi intensywne działania, by wyjaśnić katastrofę”.

To żadna rewelacja, nowe odkrycie, nowa sprawa. O tym, że tak było od dawna wiadomo, o wszystkich tych szczegółach, z relacji akredytowanego przy Komisji MAK płk. Edmunda Klicha. Wmawianie teraz, że „coś się robi, że coś się docieka, bada”, że się odnajduje owe „rewelacje” w postaci tych „nowych” informacji to jest totalna ściema. Ten rząd, ta obecna komisja nie robi absolutnie niczego by wyjaśnić okoliczności 10 kwietnia. A do tego nie trzeba żadnych badań. Bo prawda o tamtym dniu – jak słusznie red. Kania przypuszcza - była od początku znana ówczesnym naszym władzom – a co za tym idzie jest znana i obecnie. Rządowi PiS. Dlaczego nadal ją ukrywają? I sami sieją propagandę zamiast słowa prawdy o tamtym dniu?

Dla ilustracji przytoczę taką sekwencję zdarzeń. Pisałem o tym niejeden raz.

10 kwietnia 2010 roku - godzina 8:48 – minister MSZ Radosław Sikorski dowiaduje się od swojego pracownika z Departamentu Wschodniego MSZ, że wydarzyła się katastrofa samolotu z Prezydentem RP na pokładzie.  Godzina 8:48 – zauważmy. To oficjalnie podany fakt przez Radosława Sikorskiego.

W tej sytuacji – oczywistym jest, że minister zleca wyjaśnienie wszystkich szczegółów, potwierdzenia i wyjaśnienia wszystkich znanych okoliczności działającemu przy MSZ Centrum Operacyjnemu. Bo takie Centrum działało tamtego dnia. Jego rozmowy  - w tym tą niezwykle ważą z amb. Jerzym Bahrem, również upubliczniono. Ta rozmowa była o godz. 9:07. Po mniej więcej 30 minutach MSZ poprzez  rzecznika pana Piotra Paszkowskiego wydało komunikat dla mediów. Takiej treści – „ Samolot JAK 40, który wystartował z Warszawy o godzinie 6:50 uległ katastrofie w okolicy lotniska w Smoleńsku. Na pokładzie samolotu jest Prezydent RP Lech Kaczyński.” Wobec tego – w tak ważnej sytuacji, gdy miało miejsce tak ważne dla interesów naszego państwa zdarzenie – mieli by tak potwornie się pomylić? Podawać niesprawdzone, nie do końca zweryfikowane informacje? Po kilkudziesięciu minutach czynności sprawdzających? – bo tyle czasu im to zajęło, co wydaje się zrozumiałe i absolutnie do przyjęcia w tych okolicznościach. To absolutnie wykluczone by tak mogli się pomylić. I to w dwóch sprawach na raz - co do samolotu, którym poleciał Prezydent - i co do czasu jego odlotu. Nie ma takiej możliwości by to wszystko na raz pomylili. Wskażę tutaj na inny mój tekst, w którym to wszystko kiedyś dokładnie przeanalizowałem.

Ale po kilku minutach rosyjskie Ministerstwo DS. Nadzwyczajnych FR opublikowało komunikat odmiennej treści. Katastrofie miał ulec nasz Tupolew TU-154M1. I to nim miał lecieć nasz Prezydent. Zauważmy przy tym, że Rosjanie – producenci przecież tego samolotu, przed podaniem komunikatu musieli sami też coś „sprawdzać” – powinni, prawda? Przecież swój komunikat podali w godzinę po rzekomym zdarzeniu. O godz. 9:41 naszego czasu. Już po komunikacie naszego MSZ, jak gdyby na ten komunikat właśnie czekali. To dlaczego podali, że w katastrofie zginęły 132 osoby? Przecież Tupolew mieścił zaledwie 90 pasażerów + załoga - co jak co ale producenci samolotu to akurat musieli wiedzieć. Na 100%. Zestawmy to z momentem opublikowania komunikatu rosyjskiego -  najwyraźniej czekali na nasz komunikat. Chociaż to u nich "katastrofa" miała się wydarzyć. Czy to nie wygląda na konfrontację, na szantaż? Albo przyjmiecie naszą wersję – albo ofiar może być jeszcze więcej? Rosjanie nigdy nie ukrywali za bardzo swojej zbrodni. Od początku. Parli natomiast do konfrontacji. Dostrzeżmy wreszcie z czym naprawdę mieliśmy tamtego dnia do czynienia. Rosjanie jednostronnie podali informacje o katastrofie. Ale nam nigdy, po dziś dzień - nie pozwolili niczego badać. Wiadomo o tym od początku. Że Rosjanie nigdy naszych upełnomocnionych przedstawicieli do miejsca zdarzenia nie dopuścili. Żadnych badań nie pozwolili nam zrobić bezpośrednio. Że nie dali nam możliwości zbadania wraku, czarnych skrzynek samolotu. Że odmówili ich zwrotu. Że nie pozwolono nam zrobić żadnych zdjęć bezpośrednio po katastrofie itd. To wiadomo od  dawna - a na pewno od września 2012 roku gdy w Sejmie mówił o tym prok. gen.  Seremet. Dowodem jest także raport Millera, w którym nie ma śladu naszych samodzielnych badań, czegokolwiek, że nie ma w nim żadnych wykonanych przez nas zdjęć. A my co? Co zrobił w tej sytuacji nasz rząd? My  popłynęliśmy w kłamstwo. Zauważmy – że z ujawnionych niedawno  dokumentów wynika, że nasi agenci SWW działający na terenie FR otrzymali polecenie „zaprzestania prowadzenia czynności w kierunku wyjaśniania okoliczności katastrofy”  - już 12 kwietnia, a więc po 2 dniach zaledwie od zdarzenia. Dlaczego? Bo jak badać okoliczności czegoś – czego w ogóle nie było? Bo po co? Jak badać jakiś złom leżący na polance k/Siewiernego – gdy od początku było wiadomo, że to nie tym samolotem poleciał wówczas Prezydent Kaczyński?

To dlatego zniszczono medialnie prof. Chrisa Cieszewskiego u nas. Bo to on już w październiku 2013 roku udowodnił, że ten złom – to tam leżał już 5 kwietnia. Bo kłamstwo smoleńskie miało trwać. Zresztą dowodów na fikcyjność miejsca katastrofy jest nadto. Np. Jerzy Bahr nie słyszał żadnych odgłosów katastrofy – a musiał by gdyby 80 tonowy samolot, obojętnie z jakiego powodu, uległ całkowitej destrukcji, rozpadowi na tysiące części.  Stał przecież blisko miejsca jej rzekomego zdarzenia. A słyszał przecież, że jakiś „samolot przeleciał nad lotniskiem, nisko”. I nie tylko on, inne osoby mu towarzyszące słyszały to samo. Jerzy Bahr był na miejscu katastrofy jeszcze przed 9-tą. Jak relacjonował w wywiadzie dla GW – „biegaliśmy, chodziliśmy między elementami wraku samolotu – chcieliśmy pomagać ratować, wyciągać pasażerów. Ale nikogo nie było.” Jak to było by możliwe, gdyby tam naprawdę wydarzyła się katastrofa samolotu z 96 osobami na pokładzie? W tej sprawie pewne jest tylko to, że na terenie FR zamordowano z premedytacją uczestników delegacji na uroczystości katyńskie. Prezydenta RP i jego Małżonkę. Że w internecie pojawiły się później te ohydne zdjęcia. Że ciała ofiar bezczeszczono. Dawno temu p. Małgorzata Wasserman powiedziała - "nigdy się nie dowiecie kiedy oni zginęli". Może tak być - ale to nie oznacza, że nie wiemy kto stoi za tą zbrodnią.

Ale ciągle są tutaj, i nie mam tutaj na myśli tych trolli, którzy „srają notkami każdego dnia” by kontynuować kłamstwo smoleńskie – ale ciągle są tutaj zagubieni blogerzy dający się nabierać na te wszystkie „badania”, „wybuchy”, „tunele aerodynamiczne” itd. Nie potrafią dostrzec tego, że obecne władze, mając w ręku wszystkie istotne dla sprawy dowody, ukrywają je tak samo jak poprzednicy. Natomiast nas karmią iluzją jakiegoś „śledztwa”, iluzją jakichś „badań” , jakimś bredniami o „wybuchach”. Dlaczego? Najwyższy czas by to dostrzec.  

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka